Dariusz Kwiatkowski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Dołowych protestował przeciwko wyprowadzeniu z Polskiej Miedzi całego zysku w formie dywidendy. Jego protest był jednak niecodzienny – mężczyzna przez siedem dni przebywał pod ziemią i nie przyjmował żadnych pokarmów stałych. W tym czasie, nad jego bezpieczeństwem czuwali ratownicy. Niedługo po tym, Dariusz Kwiatkowski dostał rachunek – blisko 27 tysięcy złotych za ich dyżury.
Na sali sądowej, tak jak i za pierwszym razem, z Kwiatkowskim pojawili się koledzy ze związków.
Swoje zeznania złożyli Leszek Hajdacki, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego oraz Piotr Trempała, szef Związku Zawodowego Pracowników Dołowych.
- Ten protest można nazwać manifestacją, a my symbolicznie nazwaliśmy go głodówką – zeznawał Piotr Trempała. – Tak naprawdę to nie była głodówka. Kolega Kwiatkowski przyjmował płyny izotoniczne i wodę.
Leszek Hajdacki potwierdził, że decyzja o rozpoczęciu protestu pod ziemią była suwerenną decyzją zarządu Związku Zawodowego Pracowników Dołowych. ZZPD wcześniej przyłączył się do sporu zbiorowego, który prowadzony był z zarządem miedziowego holdingu. Akcja, w której uczestniczył Dariusz Kwiatkowski miała poparcie wszystkich związków tworzących Komitet Obrony Polskiej Miedzi.
Sam Kwiatkowski miał nadzieję, że proces tym razem już się zakończy, jednak pełnomocnik KGHM wniósł o dołączenie do akt karty do głosowania, które trafiły do pracowników KGHM w trakcie referendum. Zawnioskował również o przesłuchanie w charakterze świadka dyrektora Zakładów Górniczych Rudna.
Kolejna rozprawa wyznaczona została na 29 lutego.