Dla wielu Polkowice to teatralny fenomen. Od dziesięciu lat przyjeżdża tutaj ekstraliga aktorów, reżyserów i scenarzystów, wystawiane są popularne sztuki dramatyczne i komediowe, tragiczne i groteskowe, ale i całkiem niszowe i debiutanckie. Teatru w Polkowicach w żaden sposób nie można porównać z legnickim Teatrem Modrzejewskiej, bo to całkiem odmienne światy. Bo Legnica to silnie zakorzeniona tradycja, Polkowice to teatr sezonowy, właściwie "jednego dnia". Legnica to kuźnia aktorskich talentów, z których Polkowice jedynie może skorzystać zapraszając na scenę Tomasza Kota, Janusza Chabiora czy Przemysława Bluszcza.
A mimo wszystko Polkowicom udaje się już od dziesięciu lat organizować dni teatru. Udaje się, dzięki przede wszystkim sponsorom, którzy nie żałują czasu i pieniędzy, by w tym niewielkim mieście zrobić choć namiastkę prawdziwej sztuki, sztuki przez duże "sz". Duża w tym zasługa Andrzeja Wierdaka, szefa Polkowickiego Centrum Animacji, zapalonego pasjonata teatru, miłośnika i zarazem mecenasa sztuki. To on jeździ po całym kraju oglądając przeróżne spektakle, szukając teatralnych inspiracji do stworzenia harmonogramu dorocznych Dni.
I mimo to, że polkowickie dni teatru bardzo często są krytykowane przez legnickie środowisko teatralne postrzegając je jako imprezę typowo komercyjną, nadal są najważniejszym wydarzeniem kulturalnym w Polkowicach. I nadal przyciąga tłumy widzów. I to nie tylko miejscowych, ale z Głogowa, Lubina, Legnicy, a nawet z miast ościennych województw. Co roku powtarza się schemat - braku wejściówek na poszczególne przedstawienia. Sukcesem miasta teatru bez teatru, jak zwykło się mówić o Polkowicach, są nie tylko wypełnione do ostatniego rzędu, fotele, ale również to, że pod tym przedsięwzięciem podpisało się wielu znakomitych i wybitnych polskich aktorów użyczając jakby swojego nazwiska w honorowym patronacie. Krystyna Janda, Andrzej Seweryn, Jerzy Stuhr, a dziś Janusz Gajos zachęcali do "polkowickiego teatru".
Podczas godzinnej ponad konferencji prasowej, Janusz Gajos tłumaczył, co, a właściwie kto tak naprawdę ściągnął go do Polkowic.
- Oczywiście, że dyrektor Wierdak. To prawdziwy pasjonat teatru. Gdy zaproponował objęcie mi honorowego patronatu, zgodziłem się bez namysłu. To świetna sprawa. Pokazując sztukę w wielkim formacie w tak niedużym mieście, jak Polkowice, można się z tego tylko cieszyć. Niekoniecznie tego typu inicjatywy muszą przynosić wymierne korzyści materialne, tutaj najważniejszy jest widz, bo dla niego przybywają aktorzy - mówił Janusz Gajos.
Znakomity gość ujawnił dziennikarzom swoją wielką pasję, jaką jest fotografa.
- Im więcej czasu pochłaniam na robienie zdjęć, tym doświadczam większych ubytków w portfelu - żartobliwie ocenił poza aktorskie zainteresowanie. - Ale rzeczywiście, fotografia to wspaniałe zajęcie, sposób na oderwanie się od codzienności, spełnienie swoich wcześniejszych marzeń.
Aktor wspominał też swoje początki z filmem i teatrem. O postaci Janka Kosa w nieśmiertelnym serialu: "Czterej pancerni i pies", mówi, że to nie była rola, tylko asysta.
- Przecież ja byłem wtedy młodym i kompletnie niedoświadczonym aktorem. Dla młodego chłopaka, który obracał się w towarzystwie takich postaci, jak Franciszek Pieczka, Wiesław Gołas czy Tadeusz Fijewski, to było niesamowite przeżycie. Przy nich uczyłem się prawdziwego rzemiosła, podpatrywałem ich nawet jak w przerwie między scenami, jedli na zapleczu zupę - wyznaje Gajos.
Aktor przyznał, że paradoksalnie postać Janka Kosa zaszufladkowała go na wiele lat. Nikt bowiem nie wierzył w inne jego umiejętności aktorskie, nikt nie chciał poznać go od innej strony, wszyscy widzieli w nim przystojnego czołgistę. Dopiero Kazimierz Kutz odkrył w nim drzemiący talent i nieprzeciętny aktorski potencjał powierzając mu główną rolę w sztuce: "Opowieści Hollywoodu".
Janusz Gajos dużo mówił o swoich studentach w łódzkiej "filmówce". Ze smutkiem przyznał, że tak niewielu absolwentów szkoły filmowej decyduje się potem na aktorstwo.
- Co roku do egzaminów wstępnych na łódzkiej "filmówce" przystępuje około 600 osób. Na pierwszy rok studiów dostaje się dwadzieścia z nich. Mniej więcej połowa z tej dwudziestki kończy studia dyplomem, a zaledwie dwie lub trzy osoby wiąże swoją przyszłość z zawodem aktora teatralnego - mówił Janusz Gajos.
Jubileuszowe Dni Teatru rozpoczęły się w Polkowicach już wczoraj spektaklem "Pierwsza młodość" w wykonaniu Anny Seniuk i Zofii Saretok.