
Na rozpętywanych wojnach, stając się mimowolnym uczestnikiem ludzkich konfliktów, cierpiał na równi ze swoim panem ból, głód, chłód i poniewierkę. W cieniu dorodnych arabów i przedstawicieli innych szlachetnych ras cichy żywot wiodły „pospolite” szkapiny, mozolnie i z poświęceniem, za garść siana bądź owsa przez wiele lat ciężko pracujące, by często dokonać żywota w jakiejś smętnej jatce…
Elementem zdobiącym nasz narodowy panteon będą zawsze wyraziste wizerunki bojowych rumaków, bowiem konie w szczególny sposób wpisały się w historię Polski, a naród nasz otaczał je zazwyczaj ogromną sympatią. Nosiły na swych grzbietach wojów Chrobrego, husarzy szarżujących z szumem przymocowanych do zbroi skrzydeł, barwnie odzianych kawalerzystów w służbie Napoleona pod Somosierrą czy wreszcie szwoleżerów, ułanów i strzelców konnych Drugiej Rzeczypospolitej, broniących Ojczyzny w roku 1920 i 1939.
Trzeba tu przypomnieć o krzywdzących, obraźliwych, z gruntu fałszywych, wręcz haniebnych mitach, oficjalnie rozpowszechnianych w kraju przez kilka dziesiątków lat po drugiej wojnie światowej. Przedstawiały one przedwrześniową, polską kawalerię jako anachroniczne wojsko, na paradach wywijające lancami i szabelkami - ale nie odpowiadające wymogom ówczesnego pola walki. Te głoszone oficjalnie bzdury za cel stawiały sobie ośmieszenie i zohydzenie przedwojennej Polski.
Wierzchowce służyły bowiem żołnierzom II RP jako środek indywidualnego transportu, szwadrony konnicy, będące odpowiednikami kompanii piechoty (nieco mniej liczebne) walczyły w spieszeniu, dysponowały doskonałymi, ciężkimi karabinami maszynowymi polskiej produkcji, przewożonymi na wozach zwanych taczankami - oraz innym uzbrojeniem i wyposażeniem, nie ustępującym ówczesnym armiom, w tym niemieckiej.
Z bronią pancerną wroga rozprawiano się nie za pomocą szabel, lecz świetnych działek 37 mm Bofors L/45/M, a bezmyślne, szaleńcze szarże na hitlerowskie czołgi wymyślili goebbelsowscy propagandziści. Pretekst do tego dało przypadkowe, wymuszone zaskoczeniem starcie pod Krojantami. W PRL-u chętnie te bzdurne mity wykorzystano, ukazując ofiarnych, patriotycznych przedwrześniowych dowódców polskich głównie jako źle wyszkolonych, szafujących bez skrupułów żołnierską krwią „sanacyjnych oficerków”. A ludzie ci w najtrudniejszych chwilach dawali przykład największego poświęcenia i odwagi tudzież znajomości sztuki wojennej, prawdziwej wierności Polsce...
Dzisiaj, mimo lawinowego rozwoju techniki koń nadal jest człowiekowi bliski i w wielu dziedzinach życia wręcz niezastąpiony. Niestety, od czasu do czasu można napotkać informacje o zwyrodniałym bestialstwie niektórych człekokształtnych indywiduów, w sposób barbarzyński i haniebny zadających potworne cierpienia tym – a także innym - zdanym na ich „łaskę” zwierzętom.
W powiecie bolesławieckim funkcjonuje obecnie kilka pięknych stadnin, umożliwiających kontakt z rumakami rozlicznym miłośnikom konnej jazdy. Z dawno minionych czasów pozostała natomiast zewnętrzna resztka dużego cmentarza zwierząt w Kliczkowie. Swoje ostatnie miejsce znalazły tam niegdyś nie tylko wierzchowce, ale także ulubione psy przedwojennych właścicieli okolicznych dóbr i zamku.
To niewątpliwie piękne świadectwo ludzkiego umiłowania tych szlachetnych zwierząt - bywało i bywa jednak, że nieporównywalnie większego, niż współczucie i zrozumienie dla znojnej egzystencji żyjących obok nas w nędzy - a nawet upodleniu - bliźnich...
Niegdyś widok konia stanowił na wsiach obraz powszechny, obecnie w zagrodach rolników stoją głównie traktory i zmechanizowane maszyny. Ewentualne pojawienie się na ulicach miasta wozu drabiniastego lub bryczki stanowi nie lada sensację. Piękne, zadbane konie są dzisiaj głównie współuczestnikami sportowych i rekreacyjnych zmagań pasjonatów jeździectwa.
Stadniny, także na ziemi bolesławieckiej, cieszą się coraz większym zainteresowaniem i powodzeniem wśród mieszkańców miasta i okolicy. Przed rokiem 1945 w dawnym powiecie także istniało kilka towarzystw jeździeckich. „Stowarzyszenie Konnej Jazdy” od dziewiętnastego wieku funkcjonowało w Ocicach. Zapewne to z tamtych czasów w głębi puszczy przetrwała w ściółce leśnej skorodowana podkowa, niewątpliwie wykuta przed laty w którejś z miejscowych kuźni.
Trzeba mieć nadzieję, że konie nie znikną nigdy z nowoczesnego krajobrazu. Byłaby to bowiem wielka strata.